Vademecum przetrwania. Jak wyjść cało z kataklizmu, katastrofy i konfliktu

AUTOR: admin
O AUTORZE
CRAGmagazine
AUTOR: admin

Redakcja CRAG Magazine to zespół ludzi wielu pasji, ale wszystkich łączy jedna, uwielbienie i dążenie do przebywania na łonie natury. Wspinamy się, skiturujemy, jeździmy na rowerach wszelkiej maści, chodzimy po górach, podróżujemy, bushcraftujemy, biwakujemy, a potem chętnie dzielimy się tym z Wami.
Crag Sport
Jesteśmy młodą, dynamicznie rozwijającą się firmą, której celem jest dostarczanie najwyższej jakości produktów sportowych i turystycznych. Firma działa od 2013 r. jako wyłączny przedstawiciel marki Black Diamond na polskim rynku. W swoim portfolio gromadzimy szereg specjalistycznych marek outdoorowych, będących liderami w branży, związanych ze wspinaniem, aktywnościami górskimi i szeroko pojętym outdoorem.
LIFESTYLE  |   SPORT
05 listopada, 2019

CZY WARTO SIĘ BAĆ?

„Nasze życie to nieprzerwane pasmo lęków. Już moment narodzin jest traumatyczny i choć jest to trauma podświadoma, tłumiona przez początkowo nie do końca sprawne zmysły, pierwsze chwile na świecie stawiają nas wobec licznych zagrożeń. Bakterie i wirusy są w środowisku szpitalnym codziennością, a nasz układ odpornościowy kuleje. Nie potrafimy chodzić, jedzenie trzeba podetknąć nam pod nos, nie mamy kontroli nad wydalaniem. Potrzebujemy nieustannej opieki. Na świat przychodzimy nieprzygotowani. Można powiedzieć, że nasze przetrwanie wisi na włosku.

W tych pierwszych godzinach, a potem dniach i miesiącach życia, to rodzice są naszą polisą ubezpieczeniową. Muszą minąć lata, byśmy mogli się usamodzielnić. Kiedy to się wreszcie dzieje, nasze życie wypełnia się lękiem. Nie oszukujmy się – każdy się czegoś boi, a wiele lęków jest wspólnych dla całej ludzkości. Ten, który dotyczy każdego z nas i o którym tak naprawdę jest ta książka – lęk o przetrwanie – jest najbardziej destrukcyjny ze wszystkich. Po pierwsze dlatego, że dotyczy rzeczy, których nie znamy i nie rozumiemy. Po drugie, bo wszyscy mamy jakieś złe doświadczenia, przeżywamy gorsze dni, ponosimy porażki. Jesteśmy cywilizacją uzależnioną od energii elektrycznej.

Prąd towarzyszy nam co dnia na każdym kroku. Dzięki niemu pijemy oczyszczoną wodę, przetwarzamy odpady, magazynujemy żywność, przemieszczamy się i komunikujemy. Od zasilania coraz bardziej zależy nasze życie towarzyskie, a dostęp do gniazdka w ścianie jest potrzebą pierwszego rzędu (to ostatnie widać najlepiej na lotniskach, dworcach i w kawiarniach). Zapotrzebowanie na energię rośnie nieprzerwanie od początku ery przemysłowej, a jego skala przekracza wszelkie wyobrażenia. Szacuje się, że w 2100 roku będziemy potrzebować 40 razy więcej energii niż na początku obecnego wieku.

Wraz z energetycznym głodem rośnie prawdopodobieństwo dużych awarii przynoszących przerwy w dostawie prądu. W pierwszej dekadzie XXI wieku na całym świecie doszło do 50 znaczących blackoutów w 26 różnych krajach. Każdy z nas przeżył kiedyś kilka godzin bez prądu, jednak przykłady wielogodzinnych i wielodniowych wygaszeń pokazują, jak niewiele potrzeba, by runął model życia, który na przestrzeni wieków wypracowała nasza cywilizacja. Katastrofa dosięga wówczas przemysłu (18 godzin blackoutu we Włoszech spowodowało straty rzędu ponad 100 milionów euro w samym tylko sektorze spożywczym), sektora higieny i służby zdrowia (powracający 12-godzinny brak prądu podczas fali upałów w czerwcu 2010 roku w Pakistanie spowodował śmierć wielu osób, które zatruły się nieświeżym jedzeniem), rośnie przestępczość (wysiadają systemy bezpieczeństwa w więzieniach, bankach, sklepach) i chaos komunikacyjny (zepsute światła na jednym tylko skrzyżowaniu wystarczą, by sparaliżować okolicę, a pomyślcie, co się stanie, gdy nie będą działać w całym mieście!). Wielu konsekwencji nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić, dopóki nas nie dotkną. Otóż, drogi rodzicu, czy próbowałeś kiedyś podgrzać mleko swojemu dziecku, nie mając dostępu do prądu? (Można to zrobić za pomocą własnego ciała, np. wkładając butelkę pod pachę, ale o wiele skuteczniejsze będą prywatne tymczasowe źródła zasilania lub ewentualnie turystyczna kuchenka gazowa).

Uważam, że długotrwały brak prądu to prosta droga do końca naszej cywilizacji. Jeśli technologia nie przyniesie ulgi w drenowaniu zasobów naturalnych Ziemi, katastrofa energetyczna jest nieunikniona. Jak się do niej przygotować? Przede wszystkim szukając alternatywnych źródeł energii, zarówno w skali jednostkowej (o tym, skąd czerpać prąd lub jak go zastąpić w czasie kryzysu, opowiem w jednym z kolejnych rozdziałów), jak i globalnej. Węgiel i ropa kiedyś się skończą – musimy wywierać nacisk na polityków i decydentów, by prawo sprzyjało rozwojowi odnawialnych źródeł energii, m.in. energetyki wiatrowej i słonecznej.

Czy chcę przetrwać? Czy chcę żyć w postapokaliptycznym świecie?

Czy gotów jestem na wszystkie poświęcenia i koszty, które poniosę? Na cierpienie, które mnie spotka? Czy przyjmę nowe reguły gry? Być może ten nowy świat okaże się dla mnie zbyt straszny, zbyt trudny? Jeśli bowiem zabraknie nam woli przetrwania, pozostanie tylko liczyć na cud.

WYBIERZ SWOJĄ DROGĘ

Czym jest doktryna przetrwania? To opracowany przez nas samych zestaw zachowań, które mają nas przeprowadzić przez trudne czasy. Doktryna jest sprawą bardzo indywidualną, tak jak indywidualne są cechy charakteru, umiejętności, okoliczności rodzinne, zdrowotne czy majątek, którym dysponujemy. Nie ma jednej uniwersalnej doktryny przetrwania, na której każdy mógłby polegać, tak jak nie ma dwóch takich samych ludzi. To naszym zadaniem – jako prepperów – jest znalezienie własnej drogi, a potem odpowiednie przygotowanie się do niej.

Jak w ogóle zacząć myśleć o własnej doktrynie przetrwania? Najlepiej wziąć czystą kartkę papieru i długopis, a potem przeprowadzić coś w rodzaju rachunku sumienia. Zadać sobie kilka pytań i szczerze na nie odpowiedzieć. Oszukiwanie może przynieść jedynie zgubę. Tylko my sami przeczytamy tę kartkę, nikt inny. Nie chodzi przecież o to, by sobie czymś zaimponować. Raczej by uświadomić sobie własne możliwości, umiejętności i stan posiadania. Ale także – a może przede wszystkim – niedostatki, braki, wady i inne kłody, które sami sobie będziemy rzucać pod nogi. Taki rachunek sumienia powinien odbyć się na trzech poziomach.

  1. Znajdź najbardziej realne zagrożenia, z którymi możesz się spotkać w miejscu swojego zamieszkania. O tym, co ci grozi, pisałem w poprzednim rozdziale. Pozostaje więc wybrać zagrożenia, uszeregować je według prawdopodobieństwa wystąpienia, a następnie mając ich listę, przejść do punktu drugiego.
  2. Zastanów się, w jaki sposób przetrwać dany kataklizm. Czy twój dom znajduje się na obszarze zagrożonym powodzią? Jeśli tak, to dokąd uciekniesz? Czy mieszkasz na tyle daleko od dużych ośrodków miejskich, że niepokoje społeczne ominą cię szerokim łukiem? Czy w razie klęski głodu okolica będzie w stanie cię wyżywić? Tak naprawdę rozpatrywanie tego punktu na papierze powinno przeobrazić się w coś na kształt rysunku drzewka. Rozgałęzienia to rozwiązania dla każdej z przewidywanych katastrof, które sami sobie proponujemy. Kiedy już wybierzemy najlepsze, pora zająć się konkretami.
  3. Zamień teoretyczne dywagacje na konkrety, a doktrynę – na ścieżkę przygotowań. Zdobądź niezbędny sprzęt, zapisz się na kursy, które pomogą ci nabyć odpowiednie umiejętności. Zgromadź wokół siebie ludzi zainteresowanych kwestiami przetrwania. Jeśli mieszkasz w bloku i zdecydowałeś, że w czasie powodzi pozostaniesz w mieście, zdobądź choćby najmniejszy pompowany ponton, który uczyni cię mobilnym i samodzielnym. Ogień można rozpalić na wiele sposobów, ale – tak jak wspomniałem w rozdziale poświęconym ekwipunkowi – najbardziej przydatna jest gazowa zapalniczka.

Co jednak, kiedy z różnych przyczyn jej zabraknie?

Najpowszechniej stosowaną prymitywną metodą krzesania ognia jest łuk ogniowy. Spośród wszystkich technik survivalowych to właśnie ją najłatwiej jest opanować. Polega ona na ścieraniu suchej deseczki drewnianym świdrem, by wytworzył się gorący pył przenoszący żar. Od niego zapalamy potem leśny susz, np. trawę, korę jałowca czy drzewne łyko. Ze spacerów po lesie często przynoszę do domu żywiczne kawałki kory, które są świetną rozpałką, ale najlepsza jest brzoza. Nic tak nie pomaga w rozpaleniu ognia jak płat brzozowej kory.

Zadziała przy każdej pogodzie, będzie się palić jak benzyna. Bo nawet jeśli uda nam się skrzesać iskry, potrzebujemy jeszcze materiału, który przygotuje duży kawał drewna do przyjęcia ognia. Rozgrzewając grilla, często posiłkujemy się gazetami czy chemią. To oczywiście skuteczne metody, o ile takie rzeczy mamy pod ręką. Tymczasem o brzozę w lesie nietrudno.

Im więcej poznamy sposobów na rozpalenie ognia, tym większa pewność, że poradzimy sobie w każdej sytuacji. W pogodny dzień niezawodna jest metoda soczewki. Potrzebujemy tylko czegoś, co skupi promienie słoneczne w jednym punkcie. Najlepsze będzie oczywiście szkło powiększające, ale sprawdzi się również szkło lornetki czy obiektyw aparatu fotograficznego, a także wypolerowane denko aluminiowej puszki, wypełniona wodą folia – eksperymentować można z każdą przezroczystą gładką powierzchnią. Skupione na niej promienie trzeba skierować na coś łatwopalnego, a potem po prostu czekać. Świetną rozpałką są pasta gastronomiczna do podgrzewaczy lub suche paliwo”.

Jeśli zaciekawiły Was powyższe fragmenty zachęcamy do przeczytania książki tego autora „Vademecum przetrwania. Jak wyjść cało z kataklizmu, katastrofy i konfliktu” Piotra Czuryłło.

Do nabycia tutaj: https://nk.com.pl/vademecum-przetrwania-jak-wyjsc-calo-z-kataklizmu-katastrofy-i-konfliktu/2732/ksiazka.html#.XcGFNZpKg2w

Zobacz także

PODRÓŻE
20 grudnia, 2019

Król wszystkich szlaków

PRZECZYTAJ
LIFESTYLE  |   SPORT
15 kwietnia, 2019

Nie tylko herbata z prądem

PRZECZYTAJ
PRODUKTY
07 września, 2016

Evolv Shaman

PRZECZYTAJ