Młodzi gniewni

AUTOR: admin
O AUTORZE
CRAGmagazine
AUTOR: admin

Redakcja CRAG Magazine to zespół ludzi wielu pasji, ale wszystkich łączy jedna, uwielbienie i dążenie do przebywania na łonie natury. Wspinamy się, skiturujemy, jeździmy na rowerach wszelkiej maści, chodzimy po górach, podróżujemy, bushcraftujemy, biwakujemy, a potem chętnie dzielimy się tym z Wami.
Crag Sport
Jesteśmy młodą, dynamicznie rozwijającą się firmą, której celem jest dostarczanie najwyższej jakości produktów sportowych i turystycznych. Firma działa od 2013 r. jako wyłączny przedstawiciel marki Black Diamond na polskim rynku. W swoim portfolio gromadzimy szereg specjalistycznych marek outdoorowych, będących liderami w branży, związanych ze wspinaniem, aktywnościami górskimi i szeroko pojętym outdoorem.
LIFESTYLE  |   SPORT
07 czerwca, 2019

W ostatnim wydaniu CRAGmagazine ukazał się tekst „Młodzi gniewni” autorstwa Jana Kuczery Od czasu napisania artykułu do dzisiaj zmianie uległa sytuacja Grupy Młodzieżowej PZA, dlatego też tekst wymagał korekty w temacie Grupy Młodzieżowej PZA. Artykuł, korektę autora oraz uzupełnienie ze strony Kuby Kokowskiego przedstawiamy poniżej.

„Młodzi gniewni”

Czy można się wspinać będąc poza środowiskiem wspinaczkowym? Pewnie, że tak! Ale no właśnie, nie będzie to takie proste jak nam się z pozoru wydaje. Sam tego doświadczyłem.

W Rybniku, mieście z którego pochodzę, lata temu, gdy zaczynałem się wspinać była w tym czasie jedna nędzna przyszkolna ścianka, a środowisko wspinaczkowe dopiero kiełkowało. Autobus, pociąg, autobus – tak wyglądał mój schemat dojazdu w skały, średnio wychodziły 4 godziny w jedną stronę, a lwia część wyjazdów była jednodniowa.  Miałem to szczęście, że moi rodzice przychylnym okiem patrzyli na moje poczynania i co jakiś czas wspierali mnie finansowo, sami byli zresztą entuzjastami „outdooru” i sporo czasu spędziłem włócząc się z nimi po górach i kniejach Polski.

Duży wpływ na moje wspinanie miał instruktor ze skałek Jacek Czech, który takich jak ja potrafił (i nadal potrafi!) zarazić wspinaniem. Pan Bóg chyba wyciął Jacka toporem z jednego bloku skały. Oj, Jacek nie jest cukierkowy – ale dzięki temu jest autentyczny. Wspólne wspinaczki po kursie, a także na jego ściance w Orzeszu Jaśkowicach wpłynęły na mnie motywująco.  Jednak permanentny brak partnerów do wspinania w skałach popchnął mnie do wstąpienia w szeregi klubu wysokogórskiego – wybór padł na KW Katowice – chyba za sprawą sloganu, którym się szczycił jako „najlepszego klubu na świecie”.

Norwegia, młodzi w natarciu Fot. Wadim Jabłoński

Pewnego dnia, wieczorową porą naszedłem siedzibę tegoż klubu. Mało brakowało, abym po dobrych 30min. stania jak słup soli, odwrócił się na pięcie i wyszedł, gdyby nie jeden starszy Pan, który mnie zagadnął. Tym starszym Panem okazał się być nadal aktywny szkoleniowo Paweł Pallus, mój późniejszy instruktor z kursu taternickiego. Aby móc się wkupić w łaski lokalnych łojantów, musiałem się wykazać, a to udało się już na pierwszym wyjeździe w skały, po przejściu w pierwszej próbie dróg, z którymi nie mogli się uporać. Odtąd znalezienie partnerów na wspinanie w skałach przestało być problemem, tym bardziej, że poznałem okoliczną grupę wspinaczy z przyklubowej klaustrofobicznej „pakerni”.

Mimo to, po ukończeniu kursu taternickiego nadal miałem problem ze znalezieniem odpowiedniego partnera w góry. Gdy rok po kursie taternickim pojawiłem się na Taborze w MOKu, pierwszą rzeczą którą zrobiłem było zostawienie w „Relaksie” (taborowym pomieszczeniu gospodarczym) kartki z informacją, że poszukuję partnera na wspinanie. Pozostało to jednak bez odzewu, ale byłem na to przygotowany. Siłą rzeczy moim pierwszym partnerem w górach stał się „Bolek Prusik”, czyli węzeł zaciskowy w postaci prusika, stosowany na linie podczas wspinaczki solo. W ten sposób, z początkiem mojego pierwszego sezonu uporałem się z klasykami na Mnichu, takimi jak Wacławy, Międzymiastowa, Sprężyna (wtedy nie było na niej ani jednego spita) i Pachniesz Brzoskwinią na Kopie Spadowej. M.in. po tych przejściach, problem ze znalezieniem partnerów na jakiś czas znikł.

Od tego momentu związałem się liną z wieloma osobami i wiem, że bardzo ważna we wspinaniu jest odpowiednia grupa ludzi, mocno zmotywowana, zgrana paczka, która będzie się wzajemnie napędzać. Wtedy możliwy jest najwyższy progres, a wspinanie nabiera intensywnych barw. Jednak na samym początku niezmiernie ważny jest właściwy „nauczyciel”. Może to być bardziej doświadczony kolega, ale dla większości osób jest nim instruktor. Najważniejszą rolą instruktora, poza nauką samego wspinania, powinna być ochrona jeszcze „dojrzewającego” wspinacza przed jak największą ilością potencjalnych zagrożeń. Kolejną wartością, ale już dodaną od takiego instruktora, powinno być zarażanie pasją. Nigdy nie zapomnę Adama Zyzaka, wspinającego się w Mirowie w wieku grubo ponad 70 lat po jakiejś VI+, jak dla mnie było to motywujące.

Jako członek PZA od prawie 20 lat, uzyskałem sporo benefitów – najważniejsze były te wypracowane na początku mojej nazwijmy to wspinaczkowej kariery. Miałem dofinansowany kurs taternicki zimowy, w trakcie którego wraz z instruktorem, a był nim Piotrek Drobot, przeszliśmy chyba wszystkie trudniejsze klasyki rejonu Hali Gąsienicowej, łącznie z Filarem Leporowskim i Prawym Dorawskim, natomiast 114 i Stanisławskiego na Kościelcu udało nam się zrobić w ciągu jednego dnia. Jeszcze tej samej zimy z kolegą Zetorem przeszedłem Łapińskiego – Paszuchę na Kazalnicy. Następny sezon to m.in. wyjazd na zgrupowanie wspinaczy do Szkocji,zorganizowane przez BMC (takie Brytyjskie PZA). Te pierwsze imprezy, za które jestem wdzięczny PZA, znaczyły dla mnie bardzo wiele.

Uczestnicy obozu w Val di Mello, fot. Jan Kuczera

Z obserwacji oraz z własnego doświadczenia mogę śmiało stwierdzić, że jednym z priorytetów, jeśli nie głównym celem Związku powinno być wspieranie młodych, dobrze rokujących wspinaczy czy to górskich, czy to skałkowych – ci ze skałek mogą kiedyś wyrosnąć na mocnych górskich wspinaczy. W pierwszej kolejności należałoby zapewnić im jak najlepszą kadrę szkoleniową – instruktorów i trenerów. W tym wypadku mowa o pracy niemalże od podstaw. Nie ma co odkrywać Ameryki na nowo, Grupa Młodzieżowa, bo o niej mowa już istniała, ale ze względu na brak odpowiedniego finansowania niestety nie doczekała się kontynuacji.

Kolejnym elementem układanki powinny być cykliczne obozy doszkalające dla chętnych, spełniających odpowiednie kryteria naboru, m.in. ze wspinania w rysach, hakówki, wspinaczki lodowej, mikstowej, nawigacji, autoratownictwa, pierwszej pomocy. Coś takiego miało już miejsce i ma być nadal realizowane. Ostatnim elementem układanki powinny być letnie i zimowe centralne obozy wspinaczkowe, na które jeżdżą zarówno starsi, jak i młodsi, bardziej i mniej doświadczeni wspinacze. A wszystko to powinno odbywać się cyklicznie. Według mnie to powinno być priorytetem dla Związku.

Jan Kuczera (Instruktor Alpinizmu PZA, członek Komisji Szkolenia PZA, TOPR, Szkoła wspinaczkowa HardRock)

 

Korekta Jana KuczeryGrupa Młodzieżowa PZA”

GM PZA w tym roku w końcu doczekała się reaktywacji, może nie do końca tak jak to było kiedyś, ale w nieco zmienionym kształcie. Zatem po kolei.

            Lata temu z inicjatywy Maćka Ciesielskiego, Adam Pieprzyckiego i Roberta Rokowskiego powstał program szkoleniowy dla młodych, dobrze zapowiadających się wspinaczy. Nabór do grupy odbył się poprzez egzamin ze wspinania i kondycyjny oraz po uwzględnieniu kryterium wiekowego. Uczestnicy byli szkoleni od podstaw w temacie teorii asekuracji, autoratownictwa, hakówki oraz wielu innych aspektów wspinaczki górskiej letniej i zimowej. W ten sposób odbyły się dwa cykle szkoleniowe, każdy z nich trwał ok 3 lat. Program miał na celu przyśpieszenie rozwoju oraz bezpieczny rozwój przyszłych młodych alpinistów i myślę, że Maćkowi, Adamowi i Robertowi w pewnym stopniu to się udało.

Niestety z różnych przyczyn program ten został zamknięty.

            Po nim, w przeciągu  roku za sprawą Janka Kuczery pod egidą Komisji Szkolenia PZA zorganizowany został wyjazd w Sudeckie Piachy, Dolomity, zimą w Tatrach i  szkolenie z hakówki. Program ten zupełnie różnił się od pierwotnego programu GM PZA, która kompleksowo, od podstaw szkoliła młodych wspinaczy i trwała o wiele dłużej. Tutaj na każdy  obóz z osobna organizowany był nabór, także aby dostać się na wyjazd w Piachy nie trzeba było wykazać się doświadczeniem zimowym i odwrotnie, aby zakwalifikować się na zimowy wyjazd w Tatry brane były pod uwagę wspinaczki zimowe, a nie letnie. Wyjazdy te miały na celu rozwinąć umiejętności u osób już się wspinających, a przy okazji zintegrować środowisko, kryterium wiekowe było bez większego znaczenia. Niestety brak wsparcia i konieczność własnej pracy zarobkowej spowodowały, że zapał do tej inicjatywy społecznej ulotnił się.

Grupa Młodzieżowa PZA w Sokolikach

Kuba Kokowski:

Grupa Młodzieżowa, którą prowadzimy, stawia na integrację środowiska, inspirowanie do ciekawych przejść i wymianę doświadczeń. Należą do niej młodzi, ale doświadczeni wspinacze oraz jeszcze młodsi, ale mocniejsi zawodnicy sportowi. Jest nas w tej chwili około 30 osób, jednak rekrutacja trwa cały czas.

Kogo szukamy? Znaczenie ma wiek (do 26 lat), wykaz przejść i innych osiągnięć sportowych. Jeżeli chcecie dołączyć, piszcie na maila gm@pza.org.pl.

Organizujemy wyjazdy w ciekawe, niebanalne rejony skalne i górskie. W tym roku odbyły się już szkolenia z pierwszej pomocy z ratownikami TOPR, wypad w słowackie rejony Hrádok i Faklove špáry, gdzie nieraz trzeba było wyjść wysoko ponad wpinkę oraz tradowy wyjazd w Sokoliki i Rudawy. Przed nami dwa wyjazdy w polsko-czeskie piachy (Hejszowina, Teplice, Adršpach), gdzie będziemy się uczyć wspinania w formacjach rysowych i dwa wyjazdy alpejskie do Chamonix i w Dolomity, gdzie, o ile pogoda dopisze, Grupa pokaże swój potencjał. Między oficjalnymi zgrupowaniami jeździmy razem w skały i doszkalamy młodych silnych.

Z Michałem i Wadimem mocno przyczyniliśmy się do rozwoju naszego klubu – krakowskiej Sakwy – z małej organizacji studenckiej w prężny klub wysokogórski zrzeszony w PZA. Mimo głosów o upadku alpinistycznej klasy średniej i braku motywacji młodzieży do wspinania w górach okazało się, że gdy się tylko chce, to w ramach jednego tylko klubu można wyszkolić liczną grupę ambitnych i silnych zawodników, którzy zasilili obecną wysokogórską kadrę narodową. Niestety aktualny system szkolenia, w którym instruktorzy podnoszą stawki kursów do poziomu niedostępnego dla młodzieży, a dla wygody oraz lepszego zarobku wolą wybrać się na Kalymnos niż podziałać za gorsze pieniądze w zimowych Tatrach (co jak najbardziej rozumiemy!) powoduje, że młodzi muszą brać sprawy w swoje ręce.

W zeszłym roku doszliśmy do wniosku, że jesteśmy odpowiednimi osobami do poprowadzenia Grupy Młodzieżowej PZA. Znamy świetnie młode środowisko alpinistyczne oraz silną młodzież z krakowskiej Korony, mamy duże doświadczenie w rozwijaniu takiej grupy oraz doświadczenie szkoleniowe. Zarząd PZA się z nami zgodził i zaczęliśmy organizować pierwsze wyjazdy. Jak nam idzie? Efekty zobaczymy za rok, dwa, ale już teraz możemy powiedzieć, że jesteśmy bardzo zadowoleni z poziomu zaangażowania uczestników i ze stworzenia bardzo zintegrowanej grupy, w której motywacji na pewno nie brakuje.

Budżet, który otrzymaliśmy z PZA, w całości przekazujemy członkom Grupy w ramach dofinansowań do wyjazdów. Nasza praca z Grupą jest całkowicie społeczna i wykonujemy ją za darmo, nie licząc wspomnianych powyżej dofinansowań.

Na koniec chcielibyśmy złożyć podziękowania dla instruktorów: Jana Kuczery, Miłosza Jodłowskiego i Jarka Cabana oraz Staszka Piecucha, Marcina Tomaszewskiego i Grzegorza Tarnowskiego za pomoc w poprowadzeniu zgrupowań oraz dla Polskiego Związku Alpinizmu i Ministerstwa Sportu i Turystyki za wsparcie finansowe.

jakub.kokowski@pza.org.pl

Zobacz także