Wspinanie tradowe zdecydowanie nie jest sportem dla wszystkich. Ba, w głównym nurcie często bywa postrzegane jako zajęcie tylko nieznacznie różniące się od solowania, a zatem zarezerwowane dla nielicznego grona wykolejeńców, z wrodzoną tendencją do autodestrukcji.
Muszę przyznać, że ja również, przez zdecydowaną część mojej wspinaczkowej kariery, miałam bardzo podobny obraz sytuacji. Skłamałabym mówiąc, że w pewnym momencie nastąpił przełom i zostałam tradowym pasjonatem, ale chcąc nie chcąc, dla osoby z górskimi aspiracjami jest to umiejętność konieczna do opanowania.

Kiedy w zeszłym roku podjęłam decyzję o wyjeździe na studia do Danii, research okolicznych skałek był pierwszą rzeczą, za którą się zabrałam. Powiedzieć, że nie znalazłam wiele to jak nic nie powiedzieć. Okazało się, że jedyne wspinanie w kraju jest na Borholmie i w związku z tym dużo bardziej opłaca się przejechać przez most do o wiele szczodrzej obdarzonej granitowymi kamieniami Szwecji. Po 15 latach intensywnej wspinaczkowej eksploracji wydawało mi się, że najlepsze światowe spoty wspinaczkowe mam obcykane na tip top i nic mnie już w tej kwestii nie zaskoczy, a już na pewno nie w Europie.
Jeśli chodzi o Skandynawię to owszem wiedziałam, że w Norwegii jest pod dostatkiem granitowych sektorów, ale o Szwecji (poza boulderingiem) nie wiedziałam absolutnie nic. Skłoniło mnie do wysnucia (jak się okazało bardzo mylnego) wniosku, że to dlatego, iż zwyczajnie nie ma tam nic ciekawego. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy po wcale nie tak długim przekopywaniu zagranicznych stron internetowych okazało się, że cały kraj (może oprócz samego południa) wprost obsypany jest granitowymi głazami narzutowymi pozostawionymi przez cofający się lodowiec. Jakby tego było mało dochodzą jeszcze wszystkie skaliste nadmorskie miejscówki, w których często również otwiera się sportowe lub tradowe sektory.

Kolejnym szokiem dla osoby wychowanej na może i wyślizganej, palczastej i zdecydowanie za małej, ale przynajmniej dobrze obitej jurze było to, że co najmniej połowa sektorów do wspinania z liną nie jest ubezpieczona. Rzadkością jest nawet wbijanie stanowisk – zazwyczaj po ukończeniu drogi należy wdrapać się na pik skały i grzecznie zejść dookoła. Co również bardzo interesujące w mojej opinii, Szwedzi wydają się nie traktować wspinania tradowego tak jak Polacy i na porządku dziennym jest wprowadzanie w ten rodzaj wspinaczki nawet mocno początkujących wspinaczy. Nierzadko pod skałami spotykaliśmy tarzające się w piachu i zeschłych liściach dzieci, których rodzice, pobrzękując setem friendów, właśnie szykowali się do wbicia w drogę. Myślę, że obserwowanie tego luzackiego podejścia dużo zmieniło także w mojej głowie, pozwalając mi trochę odczarować temat i podejść do niego ze zdecydowanie mniejszą dawką negatywnych emocji.

O wspinaniu w Szwecji już teraz mogłabym napisać książkę, a nie widziałam jeszcze 1/10000 tego co kraj ma do zaoferowania. W tym artykule jednak, chciałam skupić się na jednym, w moim odczuciu wyjątkowym, miejscu jakim jest Bohuslän. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że jest to szwedzka mekka wspinaczkowa i, jak to usłyszałam pewnego razu pod skałką, “a place to be in Sweden”. Położony ok. 100 km na północ od Göteborga, rozrzucony na zachodnim wybrzeżu, rejon składa się z wielu rozrzuconych sektorów, ale centralnym punktem i wizytówką regionu są Häller i Hallinden. Oprócz dwóch wymienionych w promieniu 50 km można znaleźć kilkadziesiąt (jak nie kilkaset) kolejnych, o każdej możliwej wystawie, zarówno w lesie jak i nad morzem, obitych lub nie, wyższych lub niższych – jednym słowem do wyboru do koloru, a z tego co słyszałam od miejscowych, oprócz części oficjalnej jest jeszcze cała masa ukrytych „secret spotów”, na których lokalsi doskonalą swój wspinaczkowy warsztat.

To, co szczególnie urzekło mnie w tym miejscu to jego, porównywalna do mającego stałe miejsce w moim serduszku Labaka, sielskość. Jest to jedno z tych miejsc, w których po prostu chce się żyć. Mimo, że zdecydowanie nie jest tu dziko, gęstość zaludnienia jest na tyle niewielka, że spokojnie można znaleźć bardziej odosobnione miejsca, a połączenie pól uprawnych, skalistego wybrzeża, żółtych i czerwonych szwedzkich chatek i lasów iglastych to w moim odczuciu wyjątkowo udany mix. Ze względu na różnorodność ciężko jest opisywać to miejsce jako całość, a jeszcze ciężej opisać każdy sektor po kolei, dlatego ograniczę się do kilku, które do tej pory zrobiły na mnie największe wrażenie.
Häller
Jest wielką, mocno połamaną ścianą, podzieloną na dwie części – pierwsza, najbliżej parkingu osiąga w niektórych miejscach wysokość 55 m, druga położona głębiej w lesie, zdecydowanie niższa. Pod ścianą jest też dużo przedniej urody głazów idealnych dla tych, którzy nie mają ochoty się stresować, dlatego sektor, w porównaniu do wszystkich innych jest względnie oblegany (to znaczy, że zazwyczaj nie jesteś sam, a nie że trzeba liczyć się z kolejkami pod drogami). Południowa wystawa sprawia, że jest to rejon idealny na mroźne, późno jesienne lub wczesno wiosenne wspinaczki. Zdarzało się, że przy 3 stopniach i słońcu dało się wspinać w podkoszulku. Zdecydowana większość dróg jest całkiem tradowa i wymaga zbudowania własnego stanowiska i wejścia na pik skałki, ale zdarza się również, że w miejscach, gdzie jest to niemożliwe dobite zostały ringi a czasem nawet stany. Wspinanie bardziej przypomina sporty – ze względu na swoją połamaną strukturę drogi nie wiodą jedną główną formacją a raczej lawirują pomiędzy kantami, daszkami, i krótkimi nieregularnymi ryskami. Asekuracja często bywa zaskakująca, zwłaszcza na trudniejszych drogach, ale w przewodniku zawsze uczciwie zaznaczone jest, kiedy należy liczyć się z niespodzianką asekuracyjną. Dzięki temu, że sektor oferuje wspinanie z zakresu od 5-8b (wspaniałe w każdej wycenie), nadaje się doskonale dla drużyn składających się z zawodników na różnych poziomach.


Poniżej kilka polecanych dróg:
- Minaret 7c+ – klasyk rejonu, którego jeszcze nie udało mi się spróbować, ale miałam okazję obserwować przejście i wygląda 11/10,
- Trampoline 6c+ – świetna, stosunkowo bezpieczna droga z prostą, ale mimo wszystko wymagającą klinowania ryską i pikantnym balderkiem na końcu. Z dodatkowych plusów stanowisko zjazdowe,
- Canape 7a – sportowo obity czujny slabik, łatwy tradowy środek i crux na końcu (ale wbili tam bolta więc nie jest źle),
- Tor line 6c+ – wymagająca rysa w dachu, pierwszy wyciąg ma wbity stan, z którego można zjechać,
- Ratt Latt 7c+ – bardzo ciekawy balder, z pikantną asekuracją.
Hallinden
Zachodnia wystawa i czyste, estetyczne, biegnące od góry do dołu rysy sprawiają, że jest to jeden z najbardziej rozpoznawalnych sektorów w rejonie. Hallinden w zasadzie składa się z czterech podsektorów, w których w sumie wytyczono 80 dróg, w tym nawet kilka wielowyciągów. Na mnie największe wrażenie robi niewysoka (30-35 m), ale niezwykle estetyczna Steep Wall z rzędami pionowych rys, z których każda jedna zasługuje na miano klasyka.
- Catch 7a – 55 m pięknego i dobrze asekurowalnego wspinania, trochę rysowego, trochę płytowego,
- Afterburner 6c+ – 27 m czystej tradowej przyjemności,
- Goa bruneter 7a+ – dobrze asekurowalna droga ze zdecydowanie nierysowym cruxem,
- Pansakryssaren Potemkin 7b – piękne i nietrudne w swojej wycenie (zwłaszcza jak na Szwecję).



Granitgrottan
Dla mnie definicją dnia idealnego w „Bohu” jest poranny wspin na Hallinden i popołudniowy w Granitgrottan (jakieś 8 min autem), a wszystko to zwieńczone wieczorną kąpielą w morzu. Sektor typowo sportowy, z dużą ilością trudnych i mocno przewieszonych dróg biegnących stropem jaskini oraz równie dużą ilością przystępniejszych, biegnących po jej bokach. Tutaj akurat wspinałam się stosunkowo niewiele, ale mogę polecić:
- Mad rock 8a – bardzo siłowe i bardzo satysfakcjonujące wspinanie w czymś pomiędzy dużym przewisem, a dachem,
- Yatsy 7c+ – sprężny klasyk rejonu
- Fotbojan 7c – kilka ruchów po krawądach zwieńczonych spektakularnym wylotem nóg
- Honolulu 7a – bardzo polecane przez miejscowych i zdecydowanie mniej przewieszone.



Viks Kile
To ostatni sektor, który chciałam polecić. Bardziej na południe, oddalony od pozostałych o ok. 40 min drogi. Wspinacze na każdym poziomie znajdą tam coś dla siebie, aczkolwiek najwięcej fajnych dróg mieści się w zakresie 6a – 7c+. Znowu ogromną zaletą sektora jest różnorodność – od krótkich kilkunastometrowych, mocno fizycznych propozycji, po 30. Metrowe, krawądkowe płyty.
Szczególnie polecam:
– 30-ariga kriget 7c+ – jeden z dwóch absolutnych klasyków rejonu. Wytrzymałościowo- siłowe wspinanie w dużym przewisie,
– Hockeyfrillan 7b+ – druga perełka, o całkowicie innym charakterze. Pionowe wspinanie po dobrych chwytach, z kilkoma no-handami na złapanie oddechu,
– Be nice to your Belayer 6c – długa, przyjemna wspinaczka w pionowej płycie,
– Masen 7c+ – superprzyjemna i stosunkowo nietrudna,
– Mot hogre hojder 7a+ – bardzo przyjemna, mocno panelowa propozycja po pozytywnych chwytach.

Myślę, że w Bohuslän równie ważnym elementem, jak odhaczanie klasyków, jest eksploracja i odwiedzanie zapomnianych, niepopularnych sektorów, do czego każdego serdecznie zachęcam! 🙂



Na koniec jeszcze parę przydatnych informacji, które mam nadzieję ułatwią planowanie i organizację ewentualnego tripa.
DOJAZD:
Ze względu na to, że na miejscu posiadanie samochodu jest konieczne myślę, że najrozsądniej zdecydować się na jedną z dwóch opcji: dojazd swoim autem z Polski lub lot to Göteborga (bezpośrednie loty np. z Krakowa) i wynajęcie auta na miejscu.
SPANIE:
W zależności od budżetu można zdecydować się na:
a) spanie w aucie/ namiocie na dziko – tutaj polecam aplikację Park4night. Raczej nikt nie powinien robić problemu, pod warunkiem, że przestrzega się zwykłej zasady „leave no trace” oraz zwija obozowisko każdego dnia,
b) spanie w bazie miejscowego klubu wspinaczkowego (https://bohuskk.se/), gdzie można rozłożyć swój namiot (80 kr) lub spać w domku (120 kr). Dostęp do prysznica i świetny klimat to dodatkowe atuty,
c) Airbnb – tu ceny są już znacząco wyższe, ale przy większej drużynie i wynajęciu całego domku nie jest wcale tak źle.
TOPO:
My korzystamy z 27crags Premium, ale istnieje też możliwość zakupu papierowego egzemplarza m.in. w miejscowym sklepie spożywczym (https://www.google.pl/maps/place/Tempo/@58.4213264,11.47675,15.39z/data=!4m14!1m7!3m6!1s0x4645aedc90d0221b:0xabd18bb43c0320c1!2sHallinden!8m2!3d58.45841!4d11.5225971!16s%2Fg%2F1wg5wlr3!3m5!1s0x4645af657ccdb095:0x3142380c1eafe4df!8m2!3d58.4175801!4d11.4812787!16s%2Fg%2F1q6bkb1r7?entry=ttu)
SEZON:
w zasadzie od marca do listopada, aczkolwiek zdecydowanie najpiękniej jest tam wczesnym latem lub jesienią.
Ida Kupś