Jakiś czas temu opisałem pierwsze wrażenia ze wspinania i zarazem testowania butów wspinaczkowych Method od Black Diamond. Obecnie zaprezentuję już nieco inną perspektywę.
W butach Method przewspinałem cały sezon i po tym czasie, mogę już powiedzieć o nich znacznie więcej, zarówno pod względem trwałości jak i sprawdzenia się w różnych typach skały.
Zacznę od mojego ulubionego piaskowca i jego niskich form, czyli bulderingu. Jesienna wizyta w Kotlinie Kłodzkiej pozwoliła przetestować Methody w Borze oraz Kamiennej Górze. O ich wyborze na ten wyjazd zadecydowała między innymi wygoda wynikająca z systemu zapinania i pod tym względem rzecz jasna nie było zaskoczenia. Najważniejszy aspekt, czyli to jak pracują na baldach, zaskoczył mnie pozytywnie. Mimo umiarkowanej sztywności, stopnie tarciowe nie stanowią problemu, co dobrze świadczy między innymi o użytej gumie (przyp. red. Black Label Fuse o grubości 3,25 mm). Dobrze zabudowana pięta oraz bok, stopy od wewnętrznej strony, dają spore możliwości haczenia czy też klinowania buta. Niezbyt ostry czubek buta co prawda niesie ze sobą pewne ograniczenia, ale ma też zalety – bardziej naturalne ułożenie palców, które poprawia czucie. Buldering na sztucznych obiektach daje podobne odczucia, choć zdarzają się przystawki, gdzie wolałbym buty o bardziej miękkiej konstrukcji.
Miałem również okazję wspinać się w tych butach w piaskowcu z liną – między innymi w Rożnowie, Tropiu czy na Szczytniku. Da się zauważyć bardzo fajną pracę na krawądkach. Reszta uwag dotyczących wspinania na baldach jest adekwatna także w tym przypadku, ponadto na dłuższych drogach (Szczytnik) wspomniana sztywność staje się z kolei sporym udogodnieniem. Muszę tu jednak dodać, że po prostu lubię twarde buty.
Buldering stanowi dla mnie jedynie uzupełniającą część aktywności wspinaczkowej, a największą radość sprawia mi wspinanie z liną. Najbardziej ciekaw byłem tego, jak się buty Method sprawdzą na “weście” – bo tam też spodziewałem się największego z nich pożytku. Choć ciężko mówić o konkretnym westowym charakterze wspinania, to należy przyznać, że nasza Jura ma bardzo specyficzny charakter i na jej dziurkach ostry czubek buta dużo daje. Methody zabrałem na letni wyjazd wakacyjny, w czasie którego objeżdżaliśmy różne rejony wspinaczkowe północnych Włoch (między innymi w dolinie Aosty) oraz jesienią do greckiego Leonidio. Na obu wyjazdach okazały się podstawowymi butami, a zapakowanych awaryjnie jurajskich, ciasnych butów nawet nie wyjąłem. Gnejsy, granity, a przede wszystkim dobrze urzeźbione pomarańczowe wapienie okazały się znakomicie współpracować z butami Black Diamond. Przy okazji udało się wypracować przebieg dający pewne rozeznanie co do wytrzymałości butów, o czym poniżej.
Methody po kilkudziesięciu dniach wspinaczkowych – używałem ich na zmianę z kilkoma innymi parami butów – nie wykazują istotnych wad pod kątem odporności na zużycie. Rzepy trzymają się znakomicie, nic się nie pruje, pętelki trzymają się dzielnie, a jedyny element, do którego mógłbym mieć zastrzeżenia, to guma z wierzchu stopy – zaczęła odklejać się przy brzegu, gdzie but mocno pracuje.
Guma podeszwy nie jest wybitnie miękka, i choć u mnie zużycie po tych kilkudziesięciu dniach jest niewielkie, to mam świadomość, że każdy zużywa buty w różnym tempie i znajdą się pewnie zawodnicy, którzy będą w stanie wytrzeć czubki w trzy miesiące 😉.
Podsumowując, mogę śmiało polecić Black Diamond Method w takim zastosowaniu, w jakim u mnie się sprawdziły, a wspinałem się w nich po drogach o niezbyt wygórowanej wycenie (buldering do 7A, lina do 7b/VI.4), jako buty o dość uniwersalnym charakterze i dość wysokim poziomie komfortu.
Autor i tester: Michał Semow, Engram Szkolenia Górskie
Zdjęcia: Karol Majewski, Karol Majewski Fotografia i Michał Semow