„Jest gorzej, o wiele gorzej niż wam się zdaje. Powolne tempo zmiany klimatu to bajka (…)” – tymi słowami wprowadza do swojej książki Ziemia nie do życia* David Wallace-Wells.
Dalsze strony nie przynoszą ukojenia, czytamy między innymi o tym, że: ludzie zmienili 22 procent ziemskiego lądu tylko w okresie dwudziestu trzech lat (od 1992 do 2015 roku); 96 procent ssaków na świecie (liczonych wagowo) to dzisiaj ludzie i ich zwierzęta hodowlane, zaledwie 4 procent to gatunki dzikie; mikrotworzywa sztuczne znaleziono w piwie, miodzie i szesnastu z siedemnastu przebadanych marek soli morskiej, stwierdzono ich obecność w wodzie kranowej w 94 procentach wszystkich badanych miast w USA; produkcja tworzyw sztucznych ma się potroić do 2050 roku, kiedy w morzu będzie więcej plastiku niż ryb; według prognoz ONZ do tego właśnie roku pojawi się dwieście milionów uchodźców klimatycznych. Dwieście milionów.
Zachłanność przechodząca w chciwość, wyzysk, odwrót od natury – to tylko niektóre grzechy, które autor przypisuje ludzkości. W kontekście opisywanego przez amerykańskiego dziennikarza kryzysu klimatycznego, w którym żyjemy, który jest faktem, który niepokoi (szczególnie że padły konkretne nieprzekraczalne daty, do kiedy powinniśmy ograniczyć emisję gazów i konsumpcję), jakąś ulgę przynosi powrót do lektury książki założyciela firmy Patagonia, Yvona Chouinarda – Dajcie im popływać, wydanej w Polsce w 2011 roku (w USA w 2005). Uświadamia ona, że myślenie o zmianach klimatu, odpowiedzialnym biznesie i wspieraniu lokalnych inicjatyw działających na rzecz ochrony środowiska to dla niektórych nie tylko nerwowe działania ostatnich lat będące efektem katastroficznych tonów słyszalnych już właściwie we wszystkich środkach przekazu. Dla niektórych jest to styl uprawiania biznesu i od wielu lat praktykowana filozofia życia.
Dla Chouinarda dorastającego w naturze, wolności, buncie i negacji wobec zasad, perspektywa nazwania się i bycia biznesmenem nie była atrakcyjna. Prowadzony przez niego biznes (u podstaw którego leżały doświadczenia w produkcji i sprzedaży własnoręcznie kutych haków wspinaczkowych wprost z bagażnika samochodu) znalazł się w końcu w takim momencie, w którym zaczął wymagać sprawnej organizacji i odpowiedzialnego trzymania sterów. Miał dwa wyjścia: poddać się surowym zasadom korporacji albo sformułować własne. Z pewnością nikogo nie zdziwi, co wybrał ten niepokorny wizjoner. Yvon Chouinard pokazuje, że dobry, odpowiedzialny biznes można stworzyć w oparciu o doświadczenia brane z pasji. I to właśnie – uważność wobec świata, szlifowana przez pasje, poprzez wystawianie się na ekstremalne sytuacje, nieustanne bycie w naturze – buduję markę Patagonia wyrosłą z Chouinard Equipment. Filozofię, na której oparto myślenie o tym biznesie, działającym na własnych zasadach, znakomicie ilustruje fragment:
Praca powinna nam sprawiać przyjemność każdego dnia, wszyscy mieliśmy lecieć do pracy jak na skrzydłach, pokonując w drodze na piętro po dwa stopnie, chciałem, żebyśmy byli otoczeni przyjaciółmi, którzy ubierają się tak, jak im się żywnie podoba, żebyśmy mogli surfować wtedy, gdy są wysokie fale, albo zjeżdżać na nartach w puchu po obfitych opadach, albo zostać w domu, żeby zatroszczyć się o chore dziecko. Potrzebowaliśmy zatarcia granic pomiędzy pracą, zabawą i życiem rodzinnym.
Stąd też tytuł książki Let My People Go Surfing – za tym sformułowaniem kryje się elastyczność firmy wobec pracowników: jeśli jest duża fala, idziesz surfować, a nie siedzisz w biurze (dotyczy to oczywiście każdej z pasji przejawianych przez pracowników). Ponadto relacje pomiędzy kadrą zarządzającą a zatrudnionymi opierają się na wzajemnym zaufaniu. Efekt? Na jedno miejsce pracy w zespole w Patagonii aplikuje dziewięćset osób. I tak zbuntowany nonkonformista, w dzieciństwie marzący o zastaniu traperem, stał się człowiekiem biznesu prowadzącym (wraz z żoną Malindą) firmę osiągającą obroty rzędu trzystu pięćdziesięciu milionów dolarów rocznie.
Książkę można czytać jako poradnik przedsiębiorcy, odnajdziemy w niej jasno wyłożone zasady panujące w firmie, które – jak udowadniają liczby – mając na uwadze ochronę środowiska, również się opłacają. Warto wyróżnić kilka kluczowych filarów, na których zasadza się siła kalifornijskiej marki.
Bezkompromisowość. Już lata osiemdziesiąte były dla Patagonii poligonem walki o ochronę środowiska: w 1984 roku firma zaczęła odzyskiwać makulaturę, ich katalog wydrukowany na papierze z odzysku był wśród pierwszych z opublikowanych w USA (w tym samym roku firma zaoszczędziła dzięki temu 3,5 miliona kilowatogodzin energii elektrycznej, 23 miliony litrów wody, nie wypuściła do powietrza 24 tysięcy kilogramów zanieczyszczeń, a do ziemi 1500 metrów sześciennych śmieci, ocalając tym 14 500 drzew); w 1986 roku zdecydowano się przekazywać część zysków oddolnym inicjatywom dbającym o ochronę środowiska (rozszerzając ideę na inne firmy, Patagonia powołała w 2001 roku organizację 1% for the Planet); w 1988 roku zainicjowano pierwszą ogólnonarodową kampanię ekologiczną, wspierającą dezurbanizację doliny Yosemite; w 1993 roku zaczęto produkować kurtki z włókien będących produktem z odzysku poliestru pochodzącego z butelek po napojach gazowanych; rok 1994 przyniósł pierwszy wewnętrzy raport ekologiczny (zbadano cykl życia czterech najczęściej wykorzystywanych włókien: bawełny, wełny, poliestru i nylonu), który pokazał, że najbardziej szkodliwa dla środowiska jest uprawiana na skalę przemysłową bawełna, i już w 1996 roku wszystkie bawełniane ubrania Patagonii były produkowane z tej uprawianej ekologicznie. Po latach wzrostu utrzymującego się na poziomie 30-50 procent rocznie, w 1991 roku kraj pogrążył się w recesji, co dotknęło także firmę Chouinarda. Pomimo trudności finansowych nastąpiły w niej ważne zmiany, w tym i takie zmierzające do jeszcze intensywniejszego zwrotu w stronę ochrony środowiska. U ich podstaw leżała lekcja odebrana przez autora w czasie uprawiania ryzykownych sportów, która brzmiała: nigdy nie przekraczaj granic swoich możliwości. Kolejna zasada wykorzystana w budowaniu odpowiedzialnego przedsiębiorstwa wzięła się z wieloletniego studiowania przez niego filozofii zen, a można ją streścić słowami: jeśli koncentrujesz się na procesie, drodze, dotrzesz do celu.
Innowacyjność. Objawia się w otwarciu na świat, poszukiwaniu materiałów, które zapożyczone z innych branż, mogłyby sprostać oczekiwaniom wspinaczy i pozwolić im na komfortowe uprawianie sportu w różnych warunkach. Stąd chociażby adaptacja materiału wykorzystywanego przez rybaków prowadzących połowy na północnym Atlantyku do wyrobu syntetycznych mechatych swetrów (okazało się to doskonałym wyborem z uwagi na fakt, że materiał ten doskonale izolował, nie wchłaniając przy tym wilgoci). Albo nieco bardziej skrajne przykłady: pierwsze puchate ubrania Patagonii zostały wykonane z materiału przeznaczonego na pokrycie desek klozetowych; w 1980 roku firma wprowadziła na rynek utrzymujące ciepło podkoszulki z długimi rękawami uszyte z polipropylenu, który był wykorzystywany do produkcji artykułów przemysłowych takich jak unoszące się na wodzie lizy marynarskie czy wyściółka pieluszek jednorazowych. Patagonia jako pierwsza zastosowała zasady wzornictwa przemysłowego w projektowaniu ubrań.
Umiar. Interesujące wydaje się podejście Chouinarda do podejmowanych wyzwań. Mówi o sobie jako o „80-procentowcu”, co oznacza, że lubi wchodzić z pasją w nowy sport czy inny rodzaj działalności, ale tylko do momentu, w którym osiągnie 80 procent biegłości. Przekroczenie tego progu wiąże się dla niego z obsesyjnym zaangażowaniem i osiągnięciem takiego poziomu specjalizacji, który go nie interesuje: „Kiedy już osiągnę 80 procent, odpuszczam i zabieram się do czegoś zupełnie innego”, mówi. W jego przekonaniu wyjaśnia to, dlaczego największym powodzeniem cieszą się wszechstronne ubrania firmy. Umiar manifestował się też poprzez śledzenie tego, jak dany produkt wpływa na środowisko naturalne. W obliczu danych dotyczących produkcji przemysłowej bawełny, firma ograniczyła asortyment ubrań bawełnianych z dziewięćdziesięciu jeden modeli do sześćdziesięciu sześciu, które i tak produkowano już tylko z bawełny uprawianej ekologicznie.
Dajcie im popływać to w dużej mierze książka o biznesie, o tym, jak prowadzić go odpowiedzialnie, jak wychodzić z kryzysów, w jaki sposób budować zgrany zespół, jak współpracować i jak tworzyć własną filozofię pracy, która staje się nie przymusem, ale przyjemnością. Jest to jednak w największym wymiarze książka o budowanej przez wszystkie lata aktywności outdoorowej świadomości Chouinarda, dotyczącej tego, że ziemia nie należy tylko do nas, do ludzi. Świadomości, którą autor zaraził swoich przyjaciół, współpracowników i inne firmy. To książka, którą można czytać jako znakomitą lekcję wstrzemięźliwości, bowiem podkreślanie tego, że to my jako konsumenci wpływamy na obraz środowiska naturalnego, jest tu istotne. To także ważna lekcja pokory i zwrócenie uwagi, że ziemię powinniśmy traktować jako organizm, z którym żyjemy w symbiozie.
Założyciel Patagonii jest w swoich rozważaniach krytyczny również wobec samego siebie, podkreśla, że ma świadomość, iż każdy rodzaj biznesu niesie za sobą eksploatację zasobów naturalnych. Istotne, co dane przedsiębiorstwo zrobi z taką wiedzą. Wydaje się paradoksem, że firma odzieżowa apeluje o umiar, o uświadomienie sobie, że wszystko, co posiadamy, zostało wyprodukowane, sprzedane, przetransportowane, zmagazynowane, kilkakrotnie wyczyszczone, a w końcu wyrzucone, na każdym etapie w jakimś stopniu trując środowisko. To odświeżająca, niestarzejąca się, a można powiedzieć, że nawet zyskująca po latach jeszcze większą aktualność lektura, która daje nadzieję, że biznes może wspierać działania na rzecz tego, aby – parafrazując tytuł przywołanej we wstępie książki Wallace’a-Wellsa – Ziemia była dobrym miejscem do życia. Chouinard, pytając nas, czy nasz kolejny zakup jest konieczny, pyta nas nie tyle o kolejny wybór konsumencki, ile o przyszłość planety.
* Fragment z książki Davida Wallace’a-Wellsa Ziemia nie do życia, Wydawnictwo ZYSK I S-KA, Poznań 2019, s. 11.
Yvon Chouinard
Dajcie im popływać. Historia przedsiębiorcy mimo woli
Wydawnictwo Mayfly, Warszawa 2011.
Małgorzata Lebda