Afryka Południowa: RPA samotnie

AUTOR: Marianna Tarczyńska
O AUTORZE
Marianna Tarczynska
AUTOR: Marianna Tarczyńska

Wspinaczka wysokogórska i skałkowa, autorka projektu „Lina Wolności”. Wspina się w Andach, a na co dzień mieszka w Ekwadorze. Marianna jest sponsorowana przez La Sportiva Polska, Deuter Polska i Petzl Equador.
Crag Sport
Jesteśmy młodą, dynamicznie rozwijającą się firmą, której celem jest dostarczanie najwyższej jakości produktów sportowych i turystycznych. Firma działa od 2013 r. jako wyłączny przedstawiciel marki Black Diamond na polskim rynku. W swoim portfolio gromadzimy szereg specjalistycznych marek outdoorowych, będących liderami w branży, związanych ze wspinaniem, aktywnościami górskimi i szeroko pojętym outdoorem.
PODRÓŻE  |   WSPINACZKA
04 grudnia, 2025

Jestem fanką podróżowania samotnie. Jako kobieta czuję się bezpiecznie, zwłaszcza w krajach Ameryki Południowej czy w RPA. Dlaczego? Podróżuję samotnie, jednakże rzadko jestem sama. W drodze spotykam towarzyszy podróży, gdzie nasze drogi się zbiegają.  Oczywiście ważne jest zachowanie podstawowych zasad bezpieczeństwa: nie eksponujemy biżuterii z metali szlachetnych, markowych zegarków, czy najnowszych modeli telefonów komórkowych. Również unikamy opuszczonych uliczek, zwłaszcza w miastach i na przedmieściach. Poza tym zdajemy się na naszą intuicję w kontaktach międzyludzkich.

Girl on Our Mind fot. Marianna Tarczyńska

Od ponad dziesięciu lat mieszkam w Ekwadorze w stolicy Quito. Byłam w Meksyku, Kolumbii, Peru, Boliwii i Chile. Kocham kulturę latynoamerykańską. Przede wszystkim otwartość, życzliwość, bujną nieskażoną naturę i tzw. wolność. Dlaczego wolność? Cóż w krajach, w których prawo nie zawsze jest egzekwowane, ludzie są wolni.

Koleją rzeczy, musiałam się wybrać do Afryki. Z Ekwadoru to całkiem długa podróż, cztery loty, ponad 30h wraz z międzylądowaniem. Dlaczego właśnie wybrałam RPA?

Dwa lata temu na lokalnym Ruco Pichincha znalazłam plecak, a w nim dokumenty. Odnalazłam właściciela i odesłałam mu zaginione rzeczy. Okazało się, iż właściciel jest z RPA. Od razu poczułam tą niesamowitą potrzebę wyprawy w nieznane. Bujna przyroda, nieskazitelnie czyste rzeki, malownicza stolica Kapsztad i światowej klasy Crag „Rocklands”.

Natura Afryka Południowa fot. Marianna Tarczyńska

Próbując znaleźć partnerkę do podróży, nasłuchałam się samych nieprzychylnych opinii. Głównie od osób, które nigdy tam nie były. Po roku bezskutecznych poszukiwań stwierdziłam, skoro mieszkam w jednym z najniebezpieczniejszych krajów Ameryki Południej tj. w Ekwadorze i czuję tutaj bezpiecznie, to powinnam sobie poradzić w Afryce Południowej. Korzystając z przecen biletów lotniczych kupiłam bilet do Kapsztadu. Lot był ze stolicy Portugalii, gdzie ponownie mnie nastraszono. Usłyszałam, iż nie można chodzić samemu po ulicach, a nawet auta nie można prowadzić po zmierzchu. W samolocie siedziałam więc jak na kołku. Na szczęście zaraz koło mnie miała miejsce sympatyczna Blondynka. Zaczęłyśmy rozmawiać, opowiedziała mi, że dwa lata temu odbyła rejs wokół Afryki Południowej i że ona też podróżuje samemu.

Kapsztad

Stolica RPA, malowniczo położona nad oceanem Atlantyckim i między dwoma wzniesieniami: Table Mountain i Lions Head. Pierwszego dnia wybrałam się na długi samotny spacer malowniczym wybrzeżem. Wieczorem zaś poszłam na ściankę wspinaczkową. Od razu dostałam zaproszenie na wspin do „Silver Mine”, na drogach sportowych w piaskach. Nie mogło brakować też samotnego wejścia na malownicze wzniesienia: Table Mountain i Lions Head z widokiem na stolicę i ocean. Głównie poruszałam się Uberem, czasem używałam transportu miejskiego. W kolejnych dniach udałam się na plażę Boulders Beach sławną z pingwinów, tym razem pociągiem. W drodze powrotnej kasa była zamknięta, sympatyczne dziewczyny poradziły mi jednak by dać przy wyjściu 5 Randów (odpowiednik 25 centów) i nikt nie będzie mnie pytał o bilet. Co ciekawe ceny w sklepach znacznie różniły się zależnie od dzielnicy. Czasem płaciłam 50 Randów (5 dolarów), a czasem 5 Randów (25 centów) za ten sam produkt, może jedynie ładniej zapakowany.

Rocklands

Z Kapsztadu siłą rzeczy musiałam się udać do Rocklands. Światowej klasy crag baldowy w czerwonych piaskach. Tym razem pojechałam taksówką, jednakże najlepszą formą przemieszczania jest wynajęcie auta. Nie potrzebujemy Auta z napędem na cztery koła i jest to koszt min. 300 Randów (15 dolarów) za dzień. Ja niestety nie wzięłam ze sobą mojego Ekwadorskiego prawa jazdy, zdałam się więc na Ubera. Nie obyło się oczywiście bez negocjacji, dostałam jednak dobrego deala. W ten sposób dostałam się do Rocklands Base Camp. Ekologicznego Campu dla wspinaczy. Można zakwaterować się też w Pakhuys lub Hen House. Okolica słynie z Cedaru, upraw Afrykańskiego Rooibosa, Oliwek i okolicznych małp Gibonów. Z Rooibosa robi się tutaj czerwoną „kawę”. Zdążyłam się nawet uzależnić od tego naparu o migdałowym posmaku i niesamowitych właściwościach przeciwutleniających. Rocklands leży w regionie Caderberg Wilderness, który został wpisany do światowego dziedzictwa UNESCO w 2004 roku ze względu na bioróżnorodność oraz dziedzictwo kulturowe. Możemy tutaj znaleźć ponad 9 tysięcy gatunków roślin w tym 70% endemicznych oraz ponad 2,500 malowideł skalnych, gdzie niektóre z nich są datowane na ponad 8 tysięcy lat.

Girl on Our Mind fot. Marianna Tarczyńska

Już w pierwszym tygodniu namierzyłam projekt: „Girl on Our Mind”. „Nie każdy wraca z tym projektem”, wyznaje Mishell, menadżerka Rocklands. Długie ruchy w przewieszce z crimpowym wyjściem. Pierwszego dnia niewiele ruchów potrafiłam zrobić. Jednakże po dwóch tygodniach próbowania różnych dróg w okolicy, projekt zaczął mieć sens. Wspinaliśmy się głównie w godzinach porannych lub po zachodzie słońce. Kwiecień to początek sezonu wspinaczkowego i w południe robi się gorąco. Po zmierzchu panują wystarczająco dobre warunki do wspinu. Być może nie na projektowanie na granicy możliwości, gdzie idealną temperaturą byłoby 0 stopni, jednakże wystarczająco dobre aby móc się kąpać w ciągu dnia i projektować w nocy. Standardem jest tutaj używanie reflwktorów. Przy takim oświetleniu dobrze widać większość chwytów. W Rocklands plany na kolejny dzień układaliśmy w jadalni. W przeciągu miesiąca poznałam najpopularniejsze sektory: Sassies, Power Lines, The Plateau, Fields of Joy, Backyard Boulders, 8 Days Rain, Champsite. A nad samym Base Camp rozciągał się Crag z drogami sportowymi. Zacieniony z chłodzącym wiatrem. Idealny na zachowanie endurance dla wspinacza sportowego.

Po miesiącu obeznania się ze stylem wróciłam do projektu „Girl on Our Mind”. W dwie sesje udało mi się połączyć wszystkie ruchy, a przejście pomogli mi udokumentować lokalni wspinacze.

Girl on Our Mind fot. Marianna Tarczyńska

Rocklands przez ten czas stał się moim domem. Życie kręciło się tutaj wokół kuchni
i projektów. „Najważniejsze, kiedy projektujemy wymagające drogi, aby się z tego cieszyć” mówi Landry Lushima lokalny wspinacz mieszkający w Cape Town. Z zaledwie pięcioletnim doświadczeniem jest sponsorowany przez Scarpa South Africa i ma na koncie przejścia problemów baldowych o trudności V10/7c+. „Urodziłem się we Francji, mieszkam w Afryce Południowej od 18 lat”, mówi. „Profesjonalnie grałem w piłkę nożną, aż poznałem wspinaczkę skałkową” dodaje. Landry wspinając się w okolicznych skałkach w pierwszych dwóch latach doświadczenia przeszedł problemy takie jak: „Bro Code”, „Creature”, czy „Minki”  o trudności 7b, a rok temu zrobił życiówkę „Base Camp” 10. „Jeśli zaczynasz się wspinać” mówi „najważniejsze abyś próbował jak największą ilość dróg. W ten sposób nauczysz się techniki i stopniowo zbudujesz siłę i wytrzymałość potrzebną do projektowania”. 

Girl on Our Mind fot. Marianna Tarczyńska

Większość lokalnych wspinaczy w okolicach Kapsztadu uwielbia też surfing. Zwłaszcza gdy mieszkasz w Muizenbergu, położonym między oceanem Atlantyckim i rezerwatem przyrody Silver Mine. „Jeśli są dobre fale to idziemy surfować, a kiedy nie pada to się wspinamy.” Mówi John. Ciekawostką jest też, iż w internecie jest wiele  oszczerzeń odnośnie malarii w regionie. Żaden z lokalnych wpinaczy jednak  tym się nie przejmował. Także ja.

George & MUT by UTMB

Okolica George znana jest jako Garden Route. Możemy podziwiać nasze doniczkowe rośliny (i nie tylko) występujące naturalnie. Ekosystem ten zwany jest fynbosem (fine bush) z aloesami, liliami, krzewem cukrowym, czy znanym nam balkonowym drzewem szczęścia, tutaj występującym naturalnie.  Jesteśmy też nad oceanem Indyjskim, który jest cieplejszy od Atlantyckiego. Co roku pod koniec maja jest tutaj organizowany MUT The Mountain Ultra Trail przez UTMB World Series. Postanowiłam wziąć w nim udział. Największym wyzwaniem nie był jednak dystans 60km i przewyższenie 3 tysiące km., lecz temperatura. W południe musiałam zwolnić tempo, aby uniknąć przegrzania organizmu. Mimo to ukończyłam bieg na 4’tym miejscu w mojej kategorii wiekowej.

Ciekawostką jest też, iż RPA słynie z top jakości wód w skali światowej. W okolicy ultra maratonu mogliśmy pić wodę z rzek bez przegotowania.

Podróż przez RPA

Podróż przez RPA była nie tylko spotkaniem z dziką naturą, ale też z ludźmi. Samotna wyprawa nie oznacza odcięcia od świata – przeciwnie, często zbliża do niego bardziej niż codzienne życie.

Plaza Camps Bay, Kapsztad fot. Marianna Tarczyńska

Taka podróż uczy elastyczności, otwartości i gotowości na to, co nieprzewidziane. To właśnie w nieoczekiwanych rozmowach, w chwilach ciszy z naturą, w zmianie perspektywy, poszerzają się horyzonty. A im więcej widzimy i rozumiemy, tym uważniej i pełniej żyjemy.

RPA zaskoczyło mnie swoją życzliwością, przestrzenią i naturą.

Nie zamieniłabym tej podróży na żadną inną. 

Zobacz także

LIFESTYLE  |   SPORT
13 października, 2017

Życie na krawędzi, czyli mentalne korzyści wspinania

PRZECZYTAJ
LIFESTYLE
14 maja, 2018

UWAGA linaaa!!!!!!

PRZECZYTAJ
SPORT
29 października, 2019

Po prostu zawalcz!

PRZECZYTAJ