„Skiff jest już bardzo blisko. Mknie wprost na statek, a woda rozpryskuje się przed jego dziobem. – Dalej! – krzyczy dowódca. – Strzały ostrzegawcze! Ten na skrzydle zaczyna strzelać natychmiast, ostro, raz za razem. Po chwili dołącza do niego dowódca. Broń terkocze, woda wokół pirackiej łodzi aż kipi od pocisków, łuski sypią się na pokład, szerokimi łukami wylatują za burtę, wpadają do morza. Kiedy skiff dociera do statku, na jego pokładzie prawdopodobnie nie ma już nikogo żywego, a z pewnością nikogo, kto byłby w stanie sterować. Z pełną prędkością uderza o burtę, obraca się bokiem. Przez chwilę widać leżącą na jej pokładzie postać w czerwonej koszuli czy bluzie. Strzały nie milkną ani na sekundę, operatorzy nie przestają strzelać nawet kiedy skiff dryfuje powoli wzdłuż burty statku. Gdy znika za rufą, ten z kamerą na hełmie biegnie na tył mostka i strzela dalej, teraz już spokojniej i wolniej, mierząc starannie. Wszystko to, od początku filmu, aż do momentu, gdy skiff znika z pola widzenia, trwa niecałe dwie minuty. Piracki atak został odparty.”
„Piratów jest ośmiu. Stoją, opierając się o relingi, broń zwisa na paskach przewieszonych przez pierś lub ramię. Jeden, w białym podkoszulku na ramiączkach, rozsiadł się wygodnie na wywleczonym ze sterówki biurowym fotelu, złożywszy granatnik przeciwpancerny na kolanach. Uśmiechają się, białe zęby lśnią na tle ciemnych twarzy. Widać, że są zadowoleni i, szczerze mówiąc, mają ku temu powody. Nie wiedzą jeszcze, że za statek, który porwali, dostaną ponad trzy miliony dolarów okupu, ale mogą się spodziewać, że raczej na tym interesie nie stracą. Są odprężeni, nie wyglądają, jakby martwił ich fakt, że właśnie zrobiono im zdjęcie z wojskowego śmigłowca, który wystartował z jednego z kilku otaczających ich okrętów wojennych. Śmiało patrzą w obiektyw, z tą butną pewnością siebie charakterystyczną dla młodych uzbrojonych mężczyzn. Broń, którą mają w rękach, daje im poczucie siły i władzy, załoga trzymana jako zakładnicy – nietykalności.”
„Oto Ocean Indyjski, kolebka globalizacji. Setki statków dziennie, dziesiątki tysięcy w ciągu roku; połowa globalnego handlu i dwie trzecie światowego transportu ropy naftowej. Miliardy dolarów w postaci gazu, ropy, samochodów, komputerów, ryb, ryżu, węgla, cyny, miedzi, drewna, stali, zboża, cementu, soli; wszystkiego, co niezbędne współczesnym społeczeństwom do życia. Nieprzeliczone rzesze marynarzy, kupców i rybaków. A wszystko to nieustannie obserwowane przez krążące po orbicie satelity, pilnowane przez okręty wojenne, samoloty i śmigłowce; nadzorowane przez tłumy ludzi w sieci biur rozciągającej się od Londynu przez Dubaj po Singapur i Hongkong, wpatrzonych w ekrany komputerów, analizujących, przetwarzających dane, śledzących notowania giełdowe oraz wahania cen, decydujących dokąd i po co wysłać każdy z tych statków. Ogromna machina światowego handlu, w której wciąż i wciąż obracają się tysiące maleńkich kółek, zależnych od siebie nawzajem, zazębionych w niewyobrażalnej sieci powiązań. I nagle w tryby tej potężnej, dobrze wyregulowanej maszyny wpadło ziarenko piasku, kamyk, zbyt drobny, by zniszczyć mechanizm, ale wystarczająco wielki i twardy, by spowodować zgrzyty oraz tarcia. Na Oceanie Indyjskim pojawili się piraci.”
Jeśli podobał Wam się artykuł o Dżibutii oraz zaciekawiły Was powyższe fragmenty zachęcamy do przeczytania książki tego autora o współczesnym piractwie „Obrońcy mórz” Stanisława Sadkiewicza.
Do nabycia tutaj: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/4878121/obroncy-morz-piraci-morscy-terrorysci-i-polski-oficer-ochrony