Dla Górala bieganie w górach i spędzanie w nich możliwie jak najwięcej czasu jest tak samo w życiu ważne, jak oddychanie. Ale co zrobić, jeśli gór na horyzoncie brak, wokół jedynie błękit nieba i lazur morza, a termin górskiej setki po Spiszu zbliża się nieubłagalnie?
Zostaje wówczas poruszanie się po wodzie. A dokładniej bieganie w kółko po helipadzie, jak wyraźnie pokazuje mój zapis śladu w Garminie. O tak, dosłownie pokazuje piękne spirale w prawo czy w lewo, w zależności od tego, jaki obiorę kierunek na lądowisku dla helikopterów. A kiedy dodatkowo statek płynie z prędkością 10 węzłów, ślad w GPS-ie upewnia Cię, że masz super moc i biegniesz po 3’/km!
Natomiast najlepsza zabawa zaczyna się wtedy, kiedy pojawia się 5/8-metrowa fala pod kilem, a wiatr muska Cię prosto w twarz. Statkiem buja we wszystkich kierunkach, a na pokładzie rozpętuje się gra niczym rodeo. Podczas gdy inni cierpią na chorobę morską, ja skupiony kręcę kółka… Muszę koordynować podbiegi i zbiegi jednocześnie, a te zmieniają się co kilka sekund. Dodatkowo pełne skupienie aby nie upaść, bo zaliczyć lot z helipadu w dół 10m to pestka! Pamiętam czasy, gdy pływając po Morzu Północnym podczas sztormu fala miała ponad 10m wysokości. Miałem wówczas chorobę morską, a moje zabawy na bieżni mechanicznej przyprawiały mnie o mdłości. Ciężko spać na koi, gdy wszystko się rusza, kawa w kubku nalana do polowy potrafi się wychlapać cała, a krzesła bez kółek potrafią jeździć od jednego rogu sali do drugiego. Jaki był mój szok, kiedy pewnego dnia będąc na bieżni mechanicznej, nagle z boku fala uderzyła w statek a ja natychmiast spadłem z bieżni… Rozwiniecie prędkości do 15km/h było wyzwaniem!
Ale wróćmy do biegania w dziwnych miejscach. Na statku biegam często jak chomik w swoim kółku. Otrzymałem nawet ksywę „Polish hamster” za bieganie na wodach Nigerii na padzie o średnicy 4 metrów. Bieganie w dzień przy 40 stopniach Celsjusza w zimie daje mocno w kość, trzeba więc uważać by sobie nie zrobić krzywdy. Zawsze można też biegać w nocy, kiedy temperatura jest o 10 stopni niższa, ale… no właśnie jest duże ALE… są piraci! Pewnego razu, nawet niedaleko, bo ok. 30 mil morskich od naszego statku, późnym wieczorem podpłynęli małą łódką z karabinami i porwali 4 marynarzy z transportowca, podczas gdy my nasłuchiwaliśmy radia. Tamtego dnia nikogo z czwórki porwanych Rosjan nie udało się uratować. Innym razem porwanie zdarzyło się w ciągu dnia, więc człowiek się osłuchał i oswoił z myślą, że i nas ktoś może nasłuchiwać.
Biegacze często w okresie zimy lubią dźwigać sztangi, ciężary. Fajna sprawa, jedynie wtedy gdy woda jest spokojna i rzeczywista waga sztangi z ciężarami wynosi tyle, ile wskazują napisy na odważnikach.
Jak widać z powyższych opisów bieganie na statku jest przygodą! Trening na pewno nie jest nudny, można ćwiczyć silną motywację, która jest tak kluczowa w bieganiu ponad 10 godzin. Dodatkowo, można zachować regularność treningów i wypracować makro okres treningowy.
Czasem zdarza się nam zacumować w porcie na dłużej. Jest wtedy szansa na biegowe zwiedzenie okolicy. W wielu z tych miejsc jestem być może pierwszy i ostatni raz w życiu, dlatego też mocno zapadają one w mojej pamięci, jak np. przepiękny 300km East Coast Trial w Nowej Fundlandii w Kanadzie. Widokowy, wyrzeźbiony w granicie, techniczny trial z dziewiczymi single trackami, gdzie biegnąc ok. 80km nie spotkałem nikogo. Udało mi się również zwiedzić niesamowite biegowe miejsca w Trynidadzie. Trenując w lesie bambusowym poznawałem dżunglę, co pewien czas natrafiając na pola marihuany, plantacje wanilii, drzewa kakaowca, sady drzew pomarańczowych, bananowców czy palm kokosowych. Mogłem zerwać owoce i uzupełnić zapasy energetyczne. Bieganie w lesie równikowym jest bardzo wymagające – temperatura ok. 30 stopni Celsjusza, a przy tym wilgotność 90% sprawia, że człowiek poci się od samego przebywania w takim miejscu. Co ciekawe, samych kropli potu nie widać, jednak odmoczone palce, ciężkie spodnie i nasiąknięta potem koszulka ważącą ponad 2kg wskazywały na niekomfortowe warunki. Wszystko jednak wynagradza wszechobecny śpiew kanarków, kolorowe krzykliwe ptactwo, które można spotkać w Krakowie w zoologicznym sklepie, bieganie wśród małp czy ,otaczającego mnie buszu. Zastanawiam się co by się stało, gdybym zgubił tracka w Garminie i musiał nocować w lesie.
A więc czy można przygotować się do ultra biegając tylko na bieżni? Można! Bieżnia mechaniczna daje możliwości trenowania podbiegów – dlaczego nie trenować podbiegu o nachyleniu 18% przez 1-2h? Ktoś powie, że ciśnienie jest wysokie, bo mierzone na poziomie morza. Ma rację, ale jeśli jesteś w pomieszczeniu gdzie temperatura jest wysoka (35 stopni Celsjusza, słaba wentylacja) to można naprawdę wycisnąć z siebie dużo. Będąc na co dzień mężem i ojcem trójki dzieci, nie mam za dużo czasu na konkretny trening, zawsze jest pogoń za utraconym czasem podczas rejsu. Dlatego taki trening na bieżni jest w pełni wartościowy, a w domu zostaje tylko potrenowanie pracy stóp i techniki zbiegów. Motoryka, wytrzymałość i szybkość jest już wypracowana na statku. Dodatkowo, bardzo pomocny w treningu ultrasa jest trening głowy, a dzięki takim przeżyciom i warunkom jakich można doświadczyć w pracy na statku, trening jest na pewno bardzo wartościowy. Samo bieganie w kółko w upale po okręgu o 4-metrowej średnicy pozwala wyrobić mocny charakter, który nie pozwala nigdy zejść z trasy.
Sławek Dajema